"Policjant też człowiek" - II nagroda w konkursie literackim SKPP

Prezentujemy pierwszą nagrodzoną pracę pt. "Policjant też człowiek" autorstwa mł. asp. Danuty Kalinowskiej, która zdobyła II nagrodę w konkursie literackim „Moja służba” dla policjantów w służbie czynnej i w stanie spoczynku, ogłoszonym w grudniu 2014 r. przez Stowarzyszenie Komendantów Policji Polskiej wspólnie z Redakcją miesięcznika „Dylematy Policyjne”. Praca ukazała się również w numerze 9/2015 "Dylematów Policyjnych".


Danuta Kalinowska
, młodszy aspirant Policji; wykształcenie wyższe, mgr polonistyki, absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie oraz Mediacji Sądowej i Pozasądowej Akademii Pedagogiki Specjalnej; w Policji od 1999 r., od 2012 r. w Wydziale Prewencji Komendy Powiatowej Policji w Garwolinie, zajmuje się prewencją kryminalną i akcjami antyprzemocowymi; kurator sądowy; autorka publikacji szczególnie na temat problematyki przemocy w przekazach medialnych; zamężna, dwie niepełnoletnie córki; zainteresowania: literatura i kultura, turystyka górska.

 

„Policjant też człowiek”

Dziewiąty rok służby, dziewiąty rok w wydziale kryminalnym. Dziewiąty rok i zmiany, dostaje rozkaz o przeniesieniu do małej  jednostki, do historycznych Maciejowic. Z jednej strony radość, blisko domu, praca w zmianach, małe grono, fajna atmosfera, spokój. Z drugiej strony panika, nigdy nie chodziłam w mundurze, nie byłam na interwencji domowej, nie wypisałam mandatu, a sprawy  rodzinne włączały mi w głowie wszelkie alarmy i zabraniałam mężowi  picia piwa nawet w znikomych ilościach, bo u mnie w domu patologii nie będzie………:)

Zmiany nastąpiły bez względu na moje rozterki i rozważania czy stało się dobrze. Pełniąc służbę w parze z dzielnicowym dorobiliśmy się ksywki piękna i bestia:). Czas mijał niepostrzeżenie, moje relacje z kolegami w jednostce i ludźmi z zewnątrz stawały się coraz lepsze, coraz więcej było w nich zaufania. Jakoś tak intuicyjnie powstał podział spraw między dochodzeniowcami, ja sprawy o znęcanie, kolega alimenty, sprawami dotyczącymi mienia się dzieliliśmy. Mały posterunek to także załatwianie interwencji domowych i tu ogromne zaskoczenie, kobieta wprawia w zdziwienie, zaskoczenie, deprymuje, już nie wypada kląć, ubliżać, trzeba pofolgować. Nie ma zatem kłopotu. Mija dwa lata, służba w porównaniu z jednostką powiatową cudna, kuleje tylko kasa, na szczęście maż utrzymuje dom, ja tylko dorabiam na waciki:).

Kolejna wiosna, kolejna sprawa z art.207kk, trochę nietypowa, bo sprawca to brat, pokrzywdzona Agnieszka to siostra, a reszta rodziny nabrała wody w usta. Sprawa zakończona AO, mam poczucie dobrze zrealizowanych zadań, relacje  sąsiedzkie dają uspokojenie, jest lepiej. Mija kilka miesięcy, jest późna jesień, do posterunku przychodzi pokrzywdzona w tej sprawie i płacze, że w domu znowu źle, pomimo tego, że zapadł wyrok. Ona nie daje rady….. co robić…… pisać wniosek o odwieszenie… ile  czasu to zajmie, z jej relacji wynika, ze jest  bardzo źle. Umawiamy się, ze kolejnego dnia przyjdzie do PP z wyrokiem sądowym. Przychodzi. Miałam czas na przemyślenie. Piszę jej dwa pisma, wniosek do SR o odwieszenie wyroku i wniosek do wójta o przydzielenie mieszkania. Mija kilkanaście dni, mam telefon z ośrodka pomocy społecznej, że szukają jej mieszkania, ale że mam pomóc, bo mam w tym swój udział:). Cóż, galopem lecę do zaprzyjaźnionych urzędniczek, typujemy mieszkanie, kawalerkę nad szkolą, ogrzewaną CO, bo przecież dziewczyna 21 lat nie da sobie rady z przygotowaniem opału na zimę:). Wszystko obgadane i ustalone, dziewczyna dostaje mieszkanie, ja dostaję prikaz: masz jej pilnować, bo jak zniszczy mieszkanie, to wójt najpierw ukatrupi nas, a potem ciebie:). Cóż, jestem kuratorem, ogarnę i to.
Okolice Bożego Narodzenia, zajeżdżam do Agnieszki, mimo urlopu, bo była na posterunku, z nikim nie chciała rozmawiać, szukała mnie, w samochodzie pod domem zostaje moja mama i kiedy wychodzę mówi: Boże, nie mów, że tam pójdziesz??????? Pójdę, przecież to nie pierwszy raz.

Zastaję Agnieszkę, nie wyprowadziła się, ma kłopot, nie chce bardzo mówić dlaczego, w końcu szepcze: ”bo tam nie ma łóżka, a ja z domu nic  zabrać nie mogę…….” Mija kolejnych parę dni, kończę urlop i nadchodzi umówiony dzień. Zabieram radiowozem dziewczynę z rzeczami zapakowanymi w dwa worki na śmieci, i przewożę ją do nowego mieszkania. Tam dojeżdża opieka społeczna z łóżkiem. W tzw, międzyczasie robię zbiórkę wśród znajomych i rodziny, dziewczyna dostaje lodówkę, dywan, firany, zasłony, karnisze, szafki kuchenne, naczynia i garnki, wszystko to przewożą pracownicy gminy. Ode mnie dostaje w prezencje  przetwory domowe i jakieś dobre herbatki. Mieszkanko jest fajne, ciepłe i kompletne, brakuje tylko TV, ale  bez tego można żyć…. Agnieszka ma już bardzo dużo, swoje małe lokum, spokój, nie ma pracy.   Dać rybę a nie dać wędki, porażka myślę. Robimy w PP naradę całej załogi, jak pomóc, jest koniec stycznia, czas najtrudniejszy na znalezienie pracy dla osoby bez kwalifikacji. Dzielnicowy typuje kilka miejsca, jedziemy porozmawiać, za pierwszym podejściem mamy sukces, będzie miała pracę. Super, trzeba to tak zrobić, żeby ona o tym nie wiedziała. Zapraszam ją do PP, razem robimy CV i listy motywacyjne, podpowiadam gdzie powinna się z nimi udać. Dziewczyna chce zmiany i stabilizacji, roznosi CV, rozmawia i po kilku dniach wraca uradowana, dostała pracę…… :) Super, wtórujemy jej zespołowo śmiejąc się w duchu, bo przecież my o tym wiedzieliśmy. Mija pól roku, dziewczyna pracuje, jest spokojna, płaci za mieszkanie, nie sprawia kłopotów. Zbliża się wrzesień, zatem  moich zdań ciąg dalszy, motywuję ją do złożenia papierów do zaocznego LO i proszę dyrektora szkoły, do której i ja chodziłam, żeby umożliwił jej noclegi w internacie,bo nie ma jak dojeżdżać. Znowu dobry człowiek na naszej wspólnej drodze, znowu sukces. Agnieszka kończy szkołę średnią i robi kurs prawa jazdy.

Ja dostaję rozkaz o przeniesieniu do powiatu, znowu sama nie wiem czy jestem zadowolona, w sumienie mam wyjścia, idę i już. Ostatni mój dzień w PP, przychodzi Agnieszka, przynosi czekoladę i mówi, że chciała podziękować, bo pomogłam jej bardziej niż matka i wie, że ma we mnie oparcie i że policjanci to dobrzy ludzie, oczy szklą nam się obydwóm…… Dobre słowo i szacunek to premia jakiej nie da żaden komendant i satysfakcja jakiej nie dadzą żadne pieniądze.

Kontakt z Agnieszka mam nadal, wieści o niej mam od kolegów z PP i dziewczyn z GOPS-u, wszystko jest ok. Agnieszka dalej się uczy, kończy drugi kierunek w szkole policealnej i ma zamiar zmienić prace na lepszą, jest silna, samodzielna, wie czego oczekuje od życia. Podobnych sytuacji miałam kilka, do tej pory spotykam ludzi, z którymi przyszło mi pracować i dochodzeniowo i prewencyjnie, dotychczas słyszę: „o nasza pani Danusia, co słychać??, bo u nas…………. Czasem nawet: „widzimy panią w gazetach, fajnie, ale szkoda, że  u nas pani nie ma….” I zgłoszono mnie do plebiscytu Policjant, który mi pomógł, a to przecież ogromne wyróżnienie.

Zmiany w życiu są potrzebne, pomagają dostrzegać sprawy ważne, zmieniają perspektywę patrzenia, uczą i rozwijają. Służba w Policji, w mojej ocenie, to pomoc innym ludziom, a efektywna pomoc to zmiana na lepsze i w życiu tego komu się pomaga i w życiu tego, który pomaga.

Mija mi 16 rok służby, były w tym okresie momenty zwątpienia, załamania, zniechęcenia, ale były tez momenty radości, satysfakcji i dumy z bycia policjantką.
Agnieszka i kilka innych osób, którym umiałam pomóc efektywnie to moja prywatna radość i duma, to moje poczucie spełnienia i mój sens pracy. Co ważne, przyszło mi służyć z wieloma bardzo zaangażowanymi, odpowiedzialnymi i mądrymi policjantami i myślę, że to największe wyróżnienie. I za to dziękuję moim kolegom PP Maciejowice i innych jednostek na terenie KPP Garwolin.